- Tylko...
- Wiem, wiem. Wkład płynny dla Ciebie - puściłem mu oczko
Szliśmy w milczeniu przez pewien czas, aż straciliśmy rachubę czasu. Byliśmy w głębi lasu. I wtedy zbaczyliśmy to, co staramy się omijać - Las Straceńców.
- Co, Vey, cykor Cię obleciał? - zaśmiał się Raven, gdy wpatrywałem się w to miejsce
- Nie, po prostu... zawsze mnie ciekawiło, co tam jest. Wiem tyle, że nikt stamtąd nie wróćił - powiedziałem znacząco do Raven'a i jak na zawołanie ruszliśmy w stronę lasu. Z jednej strony wiodła nas ciekawość, z drugiej sprawdzenie, czy legendy są prawdziwe. Stało się. Weszliśmy. Nie baliśmy się, mieliśmy świadomość, że jesteśmy silni, że damy sobie radę z tym, co nas tam spotka. Na początku było spokojnie, ale w penym momencie usłyszeliśmy przeraźliwy ,, ryk '' i odgłos łamanych kośc. Podszedliśmy bliżej i zobaczyliśmy coś, co miało ciało lwa, a jako ogon służył mu wąż:
Zauważył nas. Już nie było czasu na ucieczkę, musieliśmy stanąć do walki. Broniliśmy sie, ale to było na nic:
- Raven, uważaj! - krzykąłem, gdy wąż miał zamiar ukąsić mojego druha. Na szczęscie dzięki mojemu ostrzeżeniu udało mu się odeprzeć atak. U mnie nie było tak kolorowo. Zostałem podrapany jego ostrymi jak brzytwa szponami, z mojej rany sączyła się krew i ropa. Czułem, że jest w tym jad. Straciłem przytomność...
< Raven ? :D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz