czwartek, 9 kwietnia 2015
Od Damona - Jak dotarłem?
Lał deszcz. Byłem osłabiony i szalenie głodny. Szukałem schronienia. Kiedy przeszedłem spory kawał drogi stanąłem na wysokiej skale i rozmawiałem z duchami. Rozmawiałem o rodzinie. Chciałem ją poznać, usłyszeć. Nagle coś mnie zaciekawiło. Coś zabłysnęło na ciemnym, fioletowym niebie. Była to jasna gwiazda. Pomyślałem, że to znak od rodziny. Usiadłem i podziwiałem niebo z tysiącami gwiazd. Nagle jedna z gwiazd tak zabłysnęła, że natychmiast się rozbudziłem. Gwiazda zaczęła coraz bardziej świecić. Zaczęła się przesuwać. Zacząłem za nią podążać. Zaprowadziła mnie do lasu. Zmęczony zasnąłem. Kiedy się obudziłem, było już rano. Zacząłem rozglądać się za gwiazdą, którą widziałem dzień wcześniej, a właściwie poprzedniego wieczora. Nie było jej. Poszedłem coś upolować. Wtedy wywęszyłem coś dziwnego. Coś, czego jeszcze nigdy nie poczułem. Zapach zaprowadził mnie na ogromną polanę. Dalej nie mogłem iść, ponieważ spadł deszcz. Położyłem się pod drzewem i...... usłyszałem dziwne i głośne głosy. Nagle ucichły. Wstałem i poszedłem w stronę małego krzaka. Był w nim orzeł, którego widziałem we śnie. Orzeł był ranny ale nie zamierzałem go zjeść, chociaż nic od wczoraj nie jadłem. Wziąłem orła lekko w zęby i przeniosłem go nad rzekę, rzekę, w której zostałem uratowany przez ojca. Orzeł napił się ze mną krystalicznej wody. Podfrunął do wody i oczyścił swoje pióra. Rana orła znikła. Kiedy to zauważyłem postanowiłem się wykąpać i oczyścić swoje skrzydła. Kiedy wyszedłem z wody i otrzepałem się z niej, poczułem, że potrafię latać. Zacząłem lekko machać skrzydłami i wzniosłem się lekko nad ziemią.Orzeł zaczął latać dookoła mnie i pofrunął w dal. Zasmuciłem się, ale byłem szczęśliwy, że potrafię latać. Podfrunąłem do padliny i chciałem ją zjeść, gdy nagle...... orzeł sfrunął na ziemię. Trzymał w pysku dwa zające. Podsunął je do mnie. Zjadł je, a połowę dałem orłowi. Wieczorem orzeł się zerwał i poleciał. Leciałem za nim. Leciałem z prędkością światła. Kiedy obejrzałem się za siebie orła już nie było. Zgubiłem się i straciłem swojego przyjaciela. Nie poddałem się i leciałem dalej. Po godzinie latania zauważyłem coś bardzo dużego i jasnego na ziemi. Sfrunąłem na ziemię i podszedłem do jasnego miejsca. Była to Wataha.Przyjęli mnie tam serdecznie i ciepło. Nakarmili i napoili. Tak właśnie trafiłem do Watahy Mglistego Wodospadu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz