-Vey... - zatrzymałem się na środku pewnej polany.
-Tak? - odwrócił się.
-Dziękuję ci, że mnie wtedy powstrzymałeś. Nie spodziewałem się, że znajdę się w takim świetnym miejscu - powiedziałem.
-To drobiazg - spojrzał na mnie.
-Naprawdę wielkie dzięki Nie miałem pojęcia, że mogę odzyskać sens życia. Życie potrafi być wspaniałe - uśmiechnąłem się.
-Hahah - zaśmiał się. - Życie to jedna wielka niespodzianka. Nigdy nie wiesz, co czeka cię za chwilę...
-Teraz to widzę. W każdym razie wracajmy, bo zaraz ucieknie nam nasze jadzonko - zerwałem się do biegu. Biegliśmy łeb w łeb bez żadnego dźwięku, była jednak absolutna cisza. Zatrzymałem się, gdy zobaczyłem stado saren stojących blisko skraju lasu, w którym się znajdowaliśmy. Vey skinął głową i rzuciłem się na młodą sarnę karmiącą dwoje swojego potomstwa. Zaraz za mną basior skoczył na drugą sarnę, która też karmiła młode. Jednym silnym ściskiem szczęk zabiłem matkę, a jej młode padły od uderzenia. Spojrzałem na Veya, stał nad martwymi już ofiarami.
-No, no! Nie będziemy dzisiaj głodować - krzyknął rozbawiony.
-Jemy tu czy zabieramy do watahy? - zapytałem.
-O matko! Nie chcę mi się tego ciągnąć. Wolę zjeść póki ciepłe i krew płynie - zaśmiał się i zaczął jeść.
Po skończonym posiłku udaliśmy się nad rzeczkę, żeby obmyć łapy i pyski z krwi. Była już po noc, więc Vey wyciągnął mnie na krótki obchód po terenach. Zbliżaliśmy się już do ostatniego punktu, kiedy usłyszałem za sobą czyjeś kroki. To nie był Vey... Gwałtownie się odwróciłem i zobaczyłem basiora szczerzącego do mnie swoje białe kły. Znałem go.
To mój brat, który odebrał mi Elisę. Zanim stały jeszcze dwa wilki: mój ojciec i Ron - samiec alfa z dawnej watahy. Oni się tylko przyglądali. Nic z tego nie rozumiałem, no ale trudno...
Wyszczerzyłem kły i powoli, krok po kroku zbliżałem się do basiora. Patrzyłem mu prosto w oczy. Widziałem w nich złość i nienawiść. Rzuciłem się na niego i powaliłem na ziemię. Nie mógł się ruszyć.
-Czego tu chcesz?! - warknąłem.
-Żebyś zabrał szczeniaka...
-To nie mój szczeniak! Udawałeś dobrego brata, a tak naprawdę zabrałeś mi Elisę, zrobiłeś jej dziecko i szukasz opiekuna, bo jesteś tylko nieodpowiedzialnym gówniarzem! Zawsze taki byłeś! - wrzasnąłem. Cały bulgotałem w środku. Nie chciałem ich znać.
-Tak bardzo ją kochasz, to teraz jej pomóż i zabierz szczeniaka - uśmiechnął się złowrogo.
-Nie kocham jej! Nie wezmę żadnego szczeniaka! Nienawidzę was! - kłapnąłem mu szczęką przed oczami.
-Czego tutaj jeszcze szukacie?! - warknął Vey. - Wynoście się! - jednak mój ojciec z Ronem dalej stali.
-To ostanie ostrzeżenie! - krzyknąłem, ale oni nadal stali się patrzyli. Spojrzałem na Veya i skinąłem. Zeskoczyłem z wilka i odsunąłem się. W jednej chwili krąg ognia otoczył mojego brata. Dwaj jego towarzysze uciekli przerażeni. To mój kumpel go wywołał.
-Teraz pobawimy się trochę jego umysłem - zaśmiał się wrednie Veynom.
-Powiedz: 'Jestem śmieciem!' - uśmiechnąłem się do mojego brata.
-Jestem śmieciem! - krzyknął.
-Wejdź w ogień - polecił mój alfa. Basior wykonał. Jego futro stanęło w płomieniach. Zawył z bólu i gorąca. Upadł na ziemię, zemdlał...
Vey zgasił ogień. Podszedłem do leżącego basiora. Z jego futra pozostało nie wiele, miał przypaloną skórę. Z jednej rany wąskim strumieniem sączyła się krew. Nadal żył... Nie chciałem go zabijać, chciałem się psychicznie i fizycznie zemścić. Jednym, szybkim ruchem łapy rozciąłem jego bok. Krew poleciała wysoko w górę. Jego ciało drgnęło... Otworzył oczy... Veynom podszedł do nas i rzekł:
-...
<Vey? xd Jakoś mało mi tej krwi wyszło... No, ale y xd Sorki, ze tak długo xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz