Biegłam teraz w dół góry, z martwą sarną w pysku, by uciec przed jej stadem. Normalnie w tejże chwili, zaatakowałam bym te zwierzęta. Czułam jednak do siebie żal, zabiłam młode... Matka mojej zdobyczy zaprzestała pościgu, po chwili każde z nich zaczęło ustępować. Chciałam, coś im powiedzieć...
- P-przepraszam... - nigdy wcześniej nie przepraszałam rodziny zabitych przeze mnie zwierząt. Sarna skinęła głową, co miało zapewne oznaczać "Wybaczam Ci". Nie wiem co mi odbiło. Zaczęłam biec, żeby mieć pewność, że nie wznowią za mną pościgu, wzniosłam się w górę. Po krótkim locie, stanęłam na czubku drzewa, zwinnie utrzymywałam się na nim. Powoli pożerałam zdobycz. Usłyszałam szmer, podniosłam głowę. Nic. Spojrzałam w dół, koło drzewa stał basior. Wolno schodziłam z sosny. Gdy wisiałam nad nim, zeskoczyłam. Cicho warknął, przez co uznałam go za nieprzyjaznego. Zwinnie podparłam go do ściany i warknęłam.
- Kim jesteś? - zapytałam w miarę spokojnie.
< Veynom? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz