Biegłam przez las. Właściwie był to dzień idealny. Słońce, miła adrenalina i zwierze przede mną. Jeleń skręcił w lewo, a ja pognałam w ślad za nim. Nie musiałam się śpieszyć, czułam, że biegniemy w stronę jeziora, więc będę mieć przewagę. Mimo wszystko powinnam być skupiona i uważna, bo jeśli nie, przepadnie mi posiłek. Nagle wszystko wokół mnie stało się wyraźniejsze: dźwięki, ruch powietrza, oddech jelenia i sposób, w jaki uciekał. Tuż przed nami rozciągało się jezioro, którego fale skrzyły się w słońcu. Nagle poczułam coś. Zapach wilków. Czuję to! Zatrzymałam się i dałam mojemu posiłkowi odbiec. Tu musi być granica terenów. Trudno, przeszłam przez nią. Dalej rozciągał się las iglasty, który opadał ostrym spadkiem w dół. Ostrożnie skakałam i balansowałam pomiędzy kępkami traw a zbitym piachem. Po chwili byłam już na dole. Teraz szłam, słuchając śpiewu ptaków i rozkoszując się pięknem dnia. Nagle nad moją głową przeskoczył ten sam jeleń, którego wcześniej goniłam. Niewiele myśląc, pognałam za nim. Dogonił mnie biały wilk. - Hej, to moje zwierze! - powiedział w biegu. - Przykro mi, ale na początku było moje. A zresztą możemy się podzielić - odparłam. - Okay. Tak w ogóle jestem Cyndi. - Powiedział i uśmiechnął się. - Miło mi Cię poznać. Ja jestem Luna.
< Cyndi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz