czwartek, 9 kwietnia 2015

Od Nero - Jak dotarłem?

Po wielu latach samotnego życia stwierdziłem, że może w końcu zacząć życie na nowo. Postanowiłem poszukać watahy, która z chęcią przyjmie samotnego wilczka... Co prawda nie od razu zaufam innym, może być też tak, że nie pokocham już nigdy więcej. Jednak sama świadomość tego, że będę miał stałe miejsce na ziemi. Może z czasem znajdę przyjaciela, z którym będę mógł porozmawiać, może się otworzę tak jak kiedyś...
Zacząłem więc szukać. Na swoim szlaku wędrówki napotykałem same mocarne watahy z wielkimi armiami. Zazwyczaj sąsiadowały one z innymi i prowadziły ze sobą wojny. Wojen w życiu miałem już wystarczająco, chciałem odpoczynku. Najbardziej odpowiadałaby mi malutka, skromna wataszka. Jednak nie mogłem takiej napotkać. Szedłem dalej, dalej... Dalej... Dalej...
Pewnego dnia postanowiłem, że to będzie mój ostatni dzień wyprawy, moja ostatnia deska ratunku. A jeśli nic nie znajdę to po prostu zakończę swoje marne życie.
Słońce było już czerwone, zbliżał się zachód. Wiedziałem, że to koniec... Zobaczyłem górę, na którą się wdrapałem. Usiadłem na samym jej szczycie. Czekałem...
Słońce w końcu zaszło. Wstałem i stanąłem na krańcu urwiska. Mięśnie przygotowane były już do skoku. Zmówiłem w myślach modlitwę o błogosławieństwo dla mojej zmarnowanej duszy. Zamknąłem oczy i cofnąłem się o kilka kroków, aby się rozpędzić. Zacząłem biec...
-Zaczekaj! - usłyszałem krzyk jakiegoś wilka. Stanąłem jak wryty, rozejrzałem się. Ujrzałem obok siebie czarno-białego basiora. - Czemu chciałeś to zrobić?
-Bo moje życie jest do bani - usiadłem unikając jego wzroku.
-Dlaczego tak mówisz? Wyglądasz na młodego wilka - uśmiechnął się. - Veynom jestem...
-Nero - powiedziałem krótko.
-Co się takiego stało, że chciałeś się zabić? - pytał, nie wiem co on miał w sobie, ale sprawiał wrażenie godnego zaufania.
-A mogę ci zaufać? - zapytałem.
-Możesz, jeśli wilki by mi nie ufały nie byłbym samcem alfa w stadzie - uśmiechnął się.
-Ale to długa historia...
-Mam czas - odrzekł.
-No okey... Więc opowiem... Od urodzenia należałem do ogromnej watahy, miałem kochającą rodzinę, żonę i szczenię w drodze... Kochałem ją, miała piękne imię 'Elisa'. Była najpiękniejszą waderą jaką spotkałem. Te wszystkie niezapomniane chwile...

Codziennie zapewniała mnie o swojej miłości. Zapewniała, że nigdy nie zdradzi. Że nigdy nie opuści. Zaufałem jej, chciałem spędzić z nią resztę swojego życia. Ona jednak niespodziewanie zaszła w ciążę... Nie planowaliśmy tego, ale trzeba było pogodzić się z życiem. Jednak pewnego ranka, gdy się obudziłem jej nie było... Wyszedłem z jaskini, żeby jej poszukać. Nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Odpuściłem... Wróciłem do jaskini, jednak przed wejściem zatrzymały mnie dziwne odgłosy dochodzące z niej... Usłyszałem głos swojego brata 'Kocham cię! Ale nie możemy być razem do czasu kiedy mu nie powiemy... Musimy mu powiedzieć, że to nie jego syn', a wtedy odezwała się Elisa 'Boże, misiek... Zrozum wreszcie, że Nero to przeszłość'. Mówiła ostrym tonem 'Nigdy go nie kochałam! Ten idiota myślał, że go kocham. Tak naprawdę jest dla mnie nikim!'. Zagotowała mną wściekłość. Wszedłem do jaskini. Zobaczyłem ich razem, w moim łóżku... Ona leżała w jego ramionach, całowali się... 'Ty s*ko! Jak możesz?! A ty skuwi*lu śmiesz się nazywać moim bratem?! Nienawidzę was!!!' Widziałem ból w ich oczach, ale nie wywarło to na mnie wrażenia. Wybiegłem z terenów watahy. Nigdy już tam nie wróciłem. Przepłakałem wiele dni... Nie miałem już miejsca na ziemi... Nie wiedziałem co robić, aż postanowiłem poszukać watahy, ale nic nie znalazłem... Więc postanowiłem to co postanowiłem...

<Veynom, dokończysz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz