Minęła dłuższa chwila zanim, mój oddech się uspokoił, a umysł otrzeźwiał. Zaczęłam się zastanawiać za jaką idiotkę musi mnie mieć Nero - nie panuje nad mocą, ma koszmary, drze się jak szczeniak i budzi wszystkich w okolicy.
- Nie....nie masz za co przepraszać to, w końcu nie przez ciebie śnią mi się te pokręcone sny. - powiedziałam.
- Raczej koszmary. - stwierdził basior.
- To nic. Wracaj do swojej jaskini. - musiałam zostać sama, musiałam się uspokoić, a w towarzystwie Nero, na pewno nie dałabym rady.
Basior nie ruszył się z miejsca. Wiedziałam, że się zawahał, ale nie ruszył się z miejsca.
- Powiedziałam, że możesz już iść. - ponownie spróbowałam, jednak znów bez skutku.
- Chciałbym...no wiesz, jakoś....pomóc. - powiedział.
- Ale nie da się mi pomóc. Już próbowałam. Za kilka dni pewnie mi przejdzie.
- Ale zanim nastąpi to '' za kilka dni '' będziesz chodziła po watasze jak zombie. - zaoponował. Księżyc powoli się chował, a na horyzoncie robiło się jaśniej. Już z tego mojego miejsca w jaskini widziałam dokładnie, że noc się kończy. Westchnęłam.
- W takim razie co zamierzasz zrobić? Załatwisz mi łapacz snów, albo inne szamańskie diabelstwo. Sorry, nie wierzę w takie rzeczy. Mówiłam już. Nic nie da się zrobić. Trzeba czekać i tyle.
< Nero...?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz