-Tak, można- powiedziałam niepewnie. Widziałam w nim niepokój co do mojej osoby. Bał się mojej tajemnicy? Może po prostu nie przypadłam mu do gustu i idzie ze mną tylko po to że nie chce być niemiły? Nie wiedziałam.
-Może pójdziemy gdzieś gdzie nie ma nikogo?- spytałam.
-Ale dlaczego?- odpowiedział mi pytaniem trochę zmieszany.
Zawahałam się. Nie mogłam mu powiedzieć czegoś w stylu ,,no bo mam przeklętą moc i jak mnie poniesie to wszystkich pozabijam.", albo ,,bo mam taką ochotę".
-No...- wyszeptałam bo nie dałam rady mówić głośniej.
-Tak?- dopytywał.
-A z resztą chodźmy gdzie chcesz. Może do drzewa życia?- spytałam.
-Jak chcesz- wymamrotał, a ja trochę nie wiedziałam co zrobić.
Szliśmy tak parę minut, aż ukazała nam się wielka roślina.
-To tu- oznajmiłam i chyba pierwszy raz od dawna uśmiechnęłam się do kogokolwiek, lecz on po protu spuścił wzrok. Usiadłam a Jeff zrobił to samo. Nagle poczułam jak w moich żyłach krew płynie szybciej. Co jest grane? Chciałam biec, ale co bym mu potem powiedziała? Krew. Poczułam zapach świeżej krwi. Spanikowałam. Sierść na moim grzbiecie najeżyła się, opaska zaczynała powoli zsówać mi się z pyska.
-Yuzuki opowiesz mi coś o tym miejscu?- zapytał nie patrząc na mnie, tylko w niebo.
-Uciekaj...- powiedziałam cicho.
-Co?- zaniemówił. Zobaczył moje puste niebieskie oczy owite krwią.
-Nie chcę ci zrobić krzywdy- wymamrotałam próbując zatrzymać Trans.
Wbiłam pazury w ziemię. Chciałam zamknąć oczy, lecz nie mogłam. Coś mi nie pozwalało. Basior stał oszołomiony. Lubiłam go. Nie mogłam go skrzywdzić. Nie chciałam. Zależało mi na nim... Nie tak jak na partnerze, lecz kimś... Sama w tedy nie wiedziałam. Ufałam mu z jakiegoś powodu.
-Ratuj...- sapnęłam i upadłam próbując zasłonić oczy opaską i nos by nie czuć tego zapachu. Jeff stał dalej.
-Proszę weź mnie z tąd- powiedziałam wstając gdy już założyłam chustkę i dalej trzymałam łapę na nosie. Kiwałam się i trzęsłam.
< Jeff? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz