Westchnąłem cicho. Byłem już zmęczony. Strasznie zmęczony.
- A co jeśli po tym, jak dołącze, stanie się coś złego? - wiedziałem jak brzmi mój głos. Jak szept umarlaka.
- Co ma się niby stać? Chodźże. - zaczęła mnie ciągnąć. Chyba naprawdę lubiła się znęcać nad rannymi...
Kuśtykałem za nią, a czarne plamy latały mi przed oczami. Dawno nie polowałem, a do tego krew lała się za mnie jak ze świni. Lume miała przeklętą racje. Byłem pechowcem.
Po parudziesięciu metrach nagłe zawroty głowy zmusiły mnie, bym oparł się o drzewo. Próbowałem znów stanąć prosto, jednak zachwiałem się i padłem, odpływając w ciemność...
< Lume? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz