Uśmiechnęłam się do siebie i pomyślałam, że miło byłoby gdybym coś upolowała. Od dwóch dni nic nie jadłam więc przyda mi się jakiś obiad. Poszłam spokojnie i cicho do lasu. Nigdzie nie widziałam ani jednego żywego stworzenia, oprócz gąsienicy… Nawet wiewiórki się pochowały. Wędrowałam po lesie około dwie godziny. W końcu zrezygnowałam. Dałam sobie jeszcze jedną szansę. Pobiegłam nad potok i zaczęłam łowić ryby. Jedna dosłownie wpadła mi do pyska. Zacisnęłam zęby z całej siły, mimo, że nie lubię ryb, no ale cóż. Zdobycz była tak śliska, że wypadła mi i popłynęła w ogóle nie przejęta tym, że chcę ją zjeść. Obraziłam się za to i chciałam już wracać do swojej jaskini, całkiem zniechęcona. Szłam przez leśną drużkę rozglądając się na boki, kiedy zobaczyłam sarnę. Ucieszyłam się i już powoli się skradałam, skoczyłam z zarośli, aż tu wpadłam na Veynoma!
-Hej, co ty tu robisz, to była moja sarna! – warknęłam.
Spojrzałam na niego, mierząc go wzrokiem i pobiegłam najszybciej jak mogłam za zdobyczą. Dorwałam ją w końcu, chwyciłam za gardło, wlekłam do swojej jaskini. Vey popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem i zdenerwowana rzuciłam mięcho na ziemię przed niego. Przyspieszyłam trochę by się oddalić, a Vey został z ofiarą. Pobiegł za mną i dał mi połowę.
-Jesteś zła? – zapytał.
-Nie, wcale – powiedziałam.
<Veynom?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz