Uśmiechnąłem się do niej łagodnie. Wadera… no cóż. Mówiąc bardzo delikatnie i pomijając wiele aspektów, zachowywała się nie ostrożnie. O ile „nie ostrożnością” można nazwać tarzanie się w kwiatach nieopodal granicy watahy, i to w dodatku wyjątkowo blisko najniebezpieczniejszych lasów w okolicy. Podszedłem do niej powoli, nie ukrywając się. Wilczyca i tak mnie nie zauważyła.
- Witaj. Chciałem się tylko przywitać. – powiedziałem najspokojniejszym tonem na jaki mogłem się tylko zdobyć. Wiatr mi w tym nie pomagał. Co chwilę próbował wedrzeć mi się do głowy. Coś pokazać. Przekazać. Nie. Potrząsnąłem głową by wyrzucić z niej te myśli. Nie potrzebowałem w tej chwili żadnych wizji. Wadera spojrzała na mnie krzywo, ale nadal nic nie powiedziała. Postanowiłem nie czekać dłużej na jej odpowiedż.
- Powinnaś trochę bardziej uważać. To nie jest bezpieczna okolica. – wilczyca przewiercała mnie wzrokiem. Czułem jak tracę pewność siebie. Zarumieniłem się lekko, starając się unikać jej wzroku. – Po prostu proszę byś była bardziej czujna. Po zmroku robi się tu naprawdę nieprzyjemnie, a zachód już niedługo więc…
- Już zachód?!- przerwała mi nagle. Zerwała się na równe nogi i pobiegła przed siebie. Bez wahania ruszyłem za nią. Wilczyca wpadła na następną polanę i dopiero tam się zatrzymała. Cały czas nie przestawała się nerwowo rozglądać . „ Nie… nie, nie,nie.” powtarzała bezgłośnie.
- Wszystko w porządku?- zapytałem gdy tylko dobiegłem do polany. Wilczyca w jednej chwili zmieniła swoją postawę. Wyprostowała się, dumnie uniosła głowę i z nie mniejszą gracją odwróciła się w moją stronę.
-
< Elizabeth?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz