-Ale stał się cud, przecież dalej masz skrzydła... Nie?
Prubowałam go pocieszyć, ale ten tylko uznał że zmieniam temat i że teraz moja kolei opowiadać.
-No więc.. Na początku żyłem jak to mówią "normalnie". Aż wypełniłem 1,5 co w mojej starej watasze oznaczało że jesteś dorosły. Przydzielono mi robotę jako morderca. W ogóle mi to nie pasowało bo nie liniałem widoku cierpiących wilków. Wszycy nazywali to czarną robotą. Nie dziwie się, ale po krutkim czasię zaczęli mnie przezywać. Spoko wszystko było ok aż mnie zaczęli nazywać dzieckiem szatana. Całe życie żyłem wraz z matką i nikim innym. A teraz mnie przeżywają, po krutkim czasie puściły mi nerwy. A wraz z nimi ujawnił sie niebieski płomień ktury mnie otaczał. Pierwszy raz w życiu zaczęły mi się oczy świecić. Nie panowałem nad sobą. Matka mnie uspokoiła jak o tym usłyszała. Nauczyła mnie kontrolować ten ogień. Moce związane z umysłem są wrodzone ale ten ogień i możliwość widzenia i komunikacji z demonami, to była żecz odziedziczona po ojcu. A jak muwię ojciec to muwię o Szatanie. Jak już opanowałem ogień i inne moce postanowiłem uciec z watachy. Matka dostała zamordowana kilka dni wcześniej wiec nic mnie tam nie trzymało. Pózniej poznałem Lume. Zanim tu dotarłem odcięto mi skrzydła. Było to to monstrum co mnie i Lume chciało zabić. Możliwe że to demon. No, a teraz siedzę tu z tobą.
-Spoko, a krzyżyk na szyi to pasuję do szatana wiesz
Powiedział Raven drażniąco.
-To tylko dla wyglądu, on nie działa jak inne krzyże.
Dalej leżałem i oglądałem gwiazdy, ciekawe że tu mogę w koncu leżeć w spokoju bez tego że ktoś mnie chce zabić...
<Raven? Tadam! W koncu napisałem "(-.-)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz