Stłumiłem parsknięcie.
- Tak naprawdę nic jeszcze nie wiesz... i zadbam o to, żebyś prędko się nie dowiedziała - stwierdziłem
- Dlaczego? - spytała
- Im mniej wiesz tym dla ciebie lepiej - odpowiedziałem tym samym bezbarwnym tonem.
W końcu Ellie dała za wygraną. Nie jestem pewny jak nowa wiedza na nią wpłynęła. Pewnie niedługo się dowiem. Zeskoczyłem z głazu i przeciągnąłem się. Kątem oka zerknąłem na słońce. Już prawie zachodzi...
- Wybieram się do miasta - oświadczyłem - Chcesz iść ze mną?
- Jasne, czemu nie - rzuciła siląc się na spokojny ton.
Bez słowa poprowadziłem ją do miejsca gdzie stały dwa przywiązane konie. Jak zawszekiedy ich potrzebuję. Zmieniłem się w człowieka i wsiadłem na karego konia.
- Mogę zmienić też ciebie Ellie - zaproponowałem. Skinęła. Wymamrotałem zaklęcie i po chwili siwego konia obok mnie zajmowała piękna kobieta.
W połowie drogi do miasta w powietrzu świsnęła strzała. Zatrzymaliśmy konie. Z lasu o obu stronach drogi wybiegły grupki ludzi. Bandyci.
- Nie schodź z konia - syknałem do Ellie. Sam zeskoczyłem na ziemię - Ibraahil - powiedziałem wyraźnie imię swojego miecza. Mój oręż zmaterializował mi się w dłoni. Jeden z ludzi naciągnął cięciwę łuki i na ślepo puścił strzałę w moją stronę. Syknłem kiedy utkwiła mi w udzie. W tej samej chwili ludzie z mieczami zaatakowali. Na szczęście umiejętnościami szermierczymi górowałem nad nimi wszystkimi. I już po kilku minutach nie został nikt żywy.
Odetchnałem głęboko próbując uspokoić oddech. Pochyliłem się i zacząłem dokładnie badać strzałę sterczącą z uda. Ma ząbkowany grot. Nie wyciągnę jej łatwo. Delikatnie ułamałem ją w połowie długości. No dobrze. W mieście jakoś się nią zajmę. Wytnę ją czy coś... Bo jeśli teraz bym to uzdrowił strzała zostałaby tam na dobre. Starałem się nie krzywić kiedy wsiadalem na konia.
- Raven? Wszystko w porządku? - usłyszałem zatroskany głos.
Wyprostowałem się ignorując rwący ból w nodze i przyjąłem obojętny wyraz twarzy.
- W jak najlepszym. Możemy kontynuować wyprawę?
<Ellie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz