Usłyszałem krzyki i płacz, więc ruszyłem w tamtą stronę. Jeszcze nie odzyskałem sił po Szale, więc rany się nie goiły. Poczułem jej woń, wadery Yuzuki. Podszedłem do niej niepewnie... Wciąż pachniałem krwią, a nie chciałem jej sprawić tym bólu. Wytarzałem się w błocie, aby zamaskować ślad i ubrudzony podszedłem do niej-Jak się czujesz?-zapytałem cicho-W porządku już? Nic Ci nie zrobiłem?-spojrzałem jej w oczy zakryte opaską. Jej pytania były podobne, nasze odpowiedzi również. Na szczęście chyba nikt nie ucierpiał, więc można uznać epizod za jako tako szczęśliwy. Zmęczony położyłem się na ziemi i jęknąłem. Uśmiechnąłem się do niej lekko-Jesteś silna, musiałem z Tobą walczyć-odezwałem się serdecznym głosem. Jej kąciki chyba zadrżały jakby w lekkim uśmiechu, ale równie dobrze mogło to być moje zmęczenie.
-Dzięki...-odparła cicho. Milczeliśmy dłuższą chwilę, ona jakby się ciągle wahała. No tak, pewnie się mnie boi... Albo już mnie nienawidzi, brawo Jeff. Pod chwili znajomości już nie chcą cię znać. Nakryłem pysk łapami.
-Przepraszam, że tak zrobiłem, dobrze, że nie widziałaś mnie w czasie Szału...
<Yuzuki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz